Witajcie ponownie! Tu Sophie! Swoje konto na Stardoll oddałam mojej koleżance, ale za kontynuację opowiadania, które odniosło tak duży sukces rok temu, biorę się ja! Mam nadzieję, że seria "Różowe Soczewki" spodoba Wam się jeszcze bardziej i z chęcią zaczniecie zaglądać na blog. Pozdrawiam i życzę udanej lektury!

sobota, 23 października 2010

Rozdz.6

 Magda pokręciła się jeszcze chwilę po pokoju, odrzuciła do tyłu swoje brązowe włosy, ściągnęła ramiona i z drżącym oddechem wyszła.

 Kiedy znalazła się w pokoju, wszystkie oczy zwróciły się ku niej. Niestety dziewczyna już tego nie widziała. Wlepiała wzrok w szarawą "biel" nowego dywanu.

-I co?- Spytała bez ukrywania zainteresowania mama.- Przyniosłaś ją?

Uniosła leciutko do góry swoją idealną brew. Zawsze tak się zachowywała, gdy czuła lekką irytację.

Magda powoli odgarnęła grzywkę i zaczęła:

-Ona tam jest... jest, ale nie mogę jej znaleźć...

Policjant zdjął z nosa swoje kwadratowe okulary. Potarł szkła rąbkiem koszuli i prawie krzyknął:

-Jak to nie ma? Ta chustka mogła posłużyć jako ważny, może najważniejszy dowód rzeczowy!- Po chwili jednak się opanował i odrzekł miękkim głosem- To niemożliwe. Schowałaś ją.

Na te słowa dziewczyna wzdrygnęła się i usiadła na krześle obok mamy, przełknęła ślinę. Co jak co, ale uczciwość to jedna z jej cnot. Nikt nie mógł jej zarzucić zakłamania.

-Nie schowałam jej.- Spojrzała odważnie w oczy mężczyzny.

-Madziu....Przynieś tę chusteczkę.

-Ale ja jej nie ma! Nie mam jej!- Była już rozwścieczona.

-Wie pani...- Policjant zwrócił się do matki Magdy.- To nie ma sensu.  Jakby zguba się znalazła... po prostu proszę dać nam znać.

Zdjął czapkę na znak pożegnania i bez słowa wyszedł.

W pokoju zapadła cisza.

-Idę zrobić obiad.- przerwała pani Różycka.

Dziewczyna została sama. Wpatrzyła się w swoje różowe skarpetki. "Dlaczego zawsze ona?"- podstawowe pytanie tygodnia. "Ale trzeba się wziąć w garść, prawda?" Wstała, przeszła po złocistej podłodze i skierowała wzrok na komodę stojącą tuż przy jej perfekcyjnie zaścielonym łóżku. Do ręki wzięła telefon i wybrała numer.

-Halo?- W słuchawce odezwał się delikatny, ale pewny głos młodej dziewczyny.

-Cześć, Natalia. Wiesz... miałabyś może chwilkę?- Magda zmusiła się na pogodny ton.

-Pewnie!- Zgodziła się bez ogródek.

-To może przyjdziesz do mnie...

-Chętnie, ale gdzie mieszkasz?

-Ojej! Na śmierć zapomniałam. No tak, nikomu nie podałam adresu. Może umówmy się w Złotych Tarasach...

-Ok. Przy McDonaldzie?

-Może być.

-No, to pa!

-Pa...

Dziewczyna usiadła na łóżku, głowę schowała w dłoniach. Po czym nagle zerwała się na równe nogi, wzięła torebkę w garść i wyszła.

-Gdzie się wybierasz?- Krzyknęła z kuchni mama.

-Do koleżanki...- Odpowiedziała z niezbyt wielką chęcią.

-Jakiej?- Kobieta była nieugięta.

-Natalia. Miła, dobrze się uczy. Opowiem później...

-To idź, idź. Wróć o szóstej.

-Jasne.- Odpowiedź dobiegła już z klatki schodowej.

Magda biegła najszybciej jak potrafiła. Czasem zeskakiwała z jednego stopnia, raz się potknęła. Chciała jak najszybciej znaleźć się przy koleżance i przede wszystkim z nią pogadać.  Nagle otworzyły się jakieś drzwi.

-Co tak stukasz tymi butami?- Dziewczyna ten głos bardzo dobrze znała. To pani Malinowska. Typowa sąsiadka.

-Bardzo się śpieszę. Przepraszam.- Uznała, że nie warto kłócić się ze staruszką bez własnego życia. Pożegnało ją tylko irytując "jak zwykle zabiegani..." i była wolna.

Wrześniowe powietrze przeszło pod jej bluzkę. Brrr! Na szczęście przynajmniej autobus przyjechał od razu. Tłoku nie było.Luz. Gdzie-nie-gdzie jakaś babcia, gdzie indziej studentka. Dzięki temu już miała usiąść na foteliku tuż przy oknie, gdy zatrzymało ją charakterystyczne zdanie: Bileciki do kontroli. Oblał ją zimny pot.
Magda w panice zaczęła grzebać w kieszeniach, by i tak później dojść do wniosku, że wszystko na daremno.

-Masz bilet?- Mężczyzna przestąpił z nogi na nogę.

Magda po raz pierwszy w życiu była w takiej sytuacji. Nie miała pojęcia, co robić. Nerwowo zagryzła wargę, pomilczała jeszcze chwilę i odpowiedziała:

-Nie, nie mam go.- Spóściła głowę i wlepiła swoje niebieskie oczy w zabrudzoną błotem podłogę pojazdu.

-W takim razie zapraszam...- Kontroler zmarszczył czoło i wskazał ręką na drzwi.

Drzwi autobusu się otworzyły, a dziewczyna poczuła się upokorzona. Upokorzona jak nigdy. Upokorzona jak jakiś skazaniec. Upokorzona jak bandyta, złodziejka.

Kiedy już miała do reszty się poddać, poczuła w dłoni coś ostrego. "Przecież nic wcześniej nie trzymałam!". Rozłożyła palce i... ujrzała bilet! Otworzyła szeroko oczy, przetarła je ręką i z szerokim uśmiechem na twarzy krzyknęła:

-Znalazłam!

Mężczyzna wyglądał na zszokowanego. Rzucił tylko "następnym razem uważaj" i wyszedł. Magda odetchnęła pełną piersią. Kto to zrobił? Kto był tak kochany, by obcej osobie wetknąć swój własny bilet? By zaoszczędzić jej wstydu? Uniosła oczy do góry i poczuła, że ktoś się jej przygląda. Rozejrzała się w jedną stronę i zauważyła staruszkę uśmiechającą się do niej zmarszczonymi ustami. Już wiedziała kto był jej wybawcą, bohaterem. Łza zakręciła się jej w oku, a kiedy szukała odpowiednich słów na podziękowanie, starszej pani już nie było. Dziewczyna wychyliła się za okno i zauważyła tę kobietę. Szła ze spuszczoną głową, ale szczęśliwą starą twarzą. Magda tak się zamyśliła, że o mało nie wysiadła na swoim, następnym przystanku. Głównym tematem jej rozmyślań nie była już policja, tylko ta miło-niemiła przygoda w autobusie. Obiecała sobie, że odnajdzie tę serdeczną babcię i jej podziękuje, ale teraz czas na inne sprawy. I z takim postanowieniem w głowie, przestąpiła przez próg centrum handlowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz